Jest pewien film, którego nie oglądałam. Nie widziałam jego zapowiedzi, nie czytałam o nim w żadnej gazecie. Widziałam jedynie plakat na przystanku, którego twórca z pewnością wiedział, jak w ciągu jednej sekundy poruszyć dusze takie jak moja. “Wieczna młodość czy wieczna miłość?” - właśnie takie pytanie zadał mi ten spory kawałek papieru. Wieczna młodość? Wieczna miłość? W jakiej rzeczywistości stawia się ludzi przed takim wyborem? I jeśli naprawdę tak się dzieje, to gdzieś indziej jest może szansa otrzymania całego pakietu? No tak, to tylko film. Jak jednak wyglądałyby statystyki, gdyby każdy z nas rzeczywiście musiał się zdecydować? I co tak naprawdę oznaczałby ten wybór? Może wieczna młodość wyklucza nawiązanie jakiejkolwiek relacji z drugą osobą, a wieczna miłość to haczyk? Z jednej strony mógłby być pozytywną niespodzianką - ci, którzy wybraliby właśnie tę opcję, mimo coraz większej ilości zmarszczek trwaliby w miłosnym uniesienieniu do końca wszechświata, w końcu chodzi o miłość, która jest wieczna, lub - gdyby był to okrutny podstęp - nosiliby w swoich sercach miłość nieodwzajemnioną.

Czasami odnoszę wrażenie, że dzisiejszy świat skłoniłby się raczej ku młodości. Jednak nie chcę w to wierzyć i odnajduję własne dowody na to, że miłość ani trochę nie traci na wartości. Nie zawsze jest lotem na kolorowym motylu, zdarza się, że stawia przed nami wyzwania, którym nie mielibyśmy szansy stawić czoła żyjąc w pojedynkę. Wtedy pewnie pojawiłyby się inne życiowe wyzwania, może nawet o podobnym stopniu trudności, tyle, że bez perspektywy fruwającego pazia królowej :) Wieczna młodość? Wieczna miłość? Ja już chyba wiem. Tylko w jakiej rzeczywistości stawia się ludzi przed takim wyborem?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga